ZWYCIĘSTWO NA POCZĄTEK
Kociewskie Diabły pokonały zespół GKS-u Tychy 72:67 w pełnym emocji i dramaturgii pierwszym meczu sezonu. Spotkanie miało kilka oblicz – od świetnego początku, przez znaczną stratę do rywali, aż po „powrót z dalekiej podróży”, jak mawiał Jan Ciszewski, i zasłużone zwycięstwo.
Pierwszą kwartę SKS wygrał 19:18. Rozpoczęliśmy z prawdziwym przytupem, a sezon otworzył kapitan drużyny – Bartek Majewski, trafiając celną trójkę. Następnie dwa razy skutecznie rzucił Nagel, raz Konopatzki, co dało wynik 9:0. Kociewskim Diabłom wychodziło wtedy wszystko. Po kolejnych punktach Struskiego (trójka i dwójka) oraz dwójce Nagela przewaga wzrosła do 11 punktów – 16:5. Jednak od tego momentu inicjatywę przejęli tyszanie, głównie dzięki Lisowi i Dudzie. Pierwsza kwarta zakończyła się jednopunktową zaliczką dla Diabłów.
Druga kwarta zakończyła się naszą porażką 11:24. Kibice oglądali nieskuteczny i chaotyczny zespół, który w niczym nie przypominał drużyny z początku meczu. Goście grali zespołowo i skutecznie, systematycznie powiększając przewagę. Dzięki punktom Dawdy GKS osiągnął 10-punktową przewagę (23:33). Chociaż trafiali Toczek i Majewski, to było za mało – GKS odskoczył na 14 punktów, a mecz wymykał się spod naszej kontroli. Po dwóch osobistych „naszego” Lisa wynik na przerwę wynosił 30:42 na korzyść rywali.
Trzecia kwarta była nasza – wygraliśmy ją 19:9. Choć po trójce Szmita na początku kwarty przewaga GKS-u wzrosła do 15 punktów (30:45), to skutecznie odrabialiśmy straty. Dzięki punktom Lisa, Struskiego i Majewskiego zbliżyliśmy się na pięć oczek (45:50). Na trybunach zapanowała euforia, a my wracaliśmy do gry. Po punktach McNeilla i dwóch wolnych Majewskiego, po trzeciej kwarcie przegrywaliśmy już tylko 49:51.
Czwarta kwarta również należała do nas – wygraliśmy ją 23:16. Zaczęliśmy od punktów Konopatzkiego (remis) i Struskiego (prowadzenie 53:51). Następnie Jeszke, akcją 2+1, podwyższył na 56:51. Kolejne punkty Nagela, Jeszke i Majewskiego dały nam przewagę 67:54. Tyszanie nie poddawali się jednak – po serii 7:0 zrobiło się nerwowo. Na minutę przed końcem prowadziliśmy tylko 68:63, ale przy rzutach wolnych ręka nie zadrżała Majewskiemu i Piotrowi Lisowi. Ostatecznie wygraliśmy 72:67.
Cieszy wygrana, wola walki i wiara w zwycięstwo. Pierwsze koty za płoty, a drużyna powinna się jeszcze bardziej skonsolidować. Widać duży potencjał. Dziękujemy kibicom za fantastyczny doping – Wasza wiara pomaga nam zwyciężać. Kociewskie Piekło zapłonęło!
Najwięcej punktów zdobyli: Majewski – 15 i Lis – 11.
Tekst: Krzysztof Lassota